Kto ma ochotę na dobrego loda? Tylko lody z San Gimignano…
Znajdujemy się w malowniczym, malutkim miasteczku położonym w Toskanii. Wybrukowane, wąskie uliczki ostro pną się pod górę. Powoli zmierzamy w stronę Piazza della Cisterna (jeden z głównych placów, na którym znajduje się XII wieczna cysterna). Kamienice wybudowane z naturalnego budulca dają poczucie lekkiego chłodu w ten gorący dzień. Większość okiennic jest zamknięta, aby ochronić przed palącym słońcem. Całość atmosfery sprzyja, aby wybrać się na lody z San Gimignano.
San Gimignano nazywane jest „Manhattanem średniowiecza”, gdyż historycznie nad tym niewielkim miastem górowało ponad 70 czworokątnych wież. Kolejne rodziny prześcigały się w tworzeniu coraz to wyższych budowli, aż musiało dojść do wydania oficjalnego zakazu budowy wysokich obiektów. Do dzisiaj pozostało zaledwie czternaście (najwyższa Torre Grossa ma 54 metry) z nich, które z daleka tworzą ciekawy krajobraz miasta.
Wchodzimy w „krainę” wąskich, kamiennych, średniowiecznych uliczek. Bardzo mało ludzi, cisza i spokój, wszystko wygląda jakby czas zatrzymał się w miejscu. Kręcimy się pomiędzy kolejnymi budynkami, powoli zdobywając wysokość i wbijamy się na jedną z wież, z której rozpościera się iście majestatyczny widok pofałdowanej Toskanii. San Gimignano położone jest na małym wzgórzu, a dookoła widnieją winnice, cyprysy oraz rozrzucone małe, kamienne domki na kolejnych pagórach, wszystko w pastelowych kolorach zachodzącego słońca.
Teraz, gdy uliczki powoli rozświetlane są wielkimi latarniami ulicznymi, tworzy się jeszcze bardziej niesamowity klimat miejsca. Krążymy kolejnymi chodnikami, napawamy się niesamowitością miejsca. Na jednym z placów jest taka mała wnęka, niczym mała muszla koncertowa i zaraz pojawił się dostojny starszy pan. Przeczyścił swoje skrzypce i zaczął pięknie grać utwory muzyki klasycznej, co doskonale komponuje się z otoczeniem.
Tak, teraz jesteśmy w pełni gotowi na słodką ucztę – w końcu przyjechaliśmy tu na lody z San Gimignano. Zaraz obok znajduje się jedna z najsłynniejszych lodziarni we Włoszech, „Gelateria Della Pizza”. Prowadzi ją sympatyczny starszy pan Sergio, który od kilku lat zdobywa kolejne, mistrzowskie tytuły Włoch za swoje niepowtarzalne lody.
Wejście jest dosyć wąskie, w środku nie ma zbyt wiele miejsca. Stoją witryny z wystawionymi wielkimi pojemnikami zawierającymi to, po co tu przyszliśmy. Każdy, kto chce poczuć smak prawdziwych lodów koniecznie musi się tu wybrać i odwiedzić tą malutką lodziarnię.
Bardzo trudno dokonać wyboru spośród kilkudziesięciu różnych smaków. Miła Włoszka nakłada nam szpatułką obfitą gałkę wybranego smaku w chrupiący wafelek. Później kolejną i jeszcze jedną. Teraz wystarczy sobie znaleźć odpowiednie miejsce, np. u stóp starożytnej cysterny, gdzie dobiegają nuty ulicznego skrzypka i zacząć kosztować wspaniałego smaku tych niepowtarzalnych smakołyków. Ach… lody z San Gimignano – tak to można kończyć każdy dzień.
PS. W trakcie wizyty w San Gimignano może pojawić się jeden mały problem. Dostępnych smaków lodów jest całe mnóstwo, a pojemność żołądka ograniczona, więc człowiek będzie nie do końca zadowolony, gdyż nie jest w stanie spróbować wszystkich rodzajów, jakie chciałby. Jednak moja sugestia jest taka, aby zacząć od smaków: orzech laskowy, pistacja, melon, kiwi, banan i czekoladowy i powrócić tu następnego wieczoru lub podczas kolejnego wyjazdu, bo naprawdę warto.