Zachód słońca w Bagan – magiczne chwile wieczoru
Rower między nogami, w koszyku na kierownicy leży statyw fotograficzny, a na plecak z aparatem, czyli jesteśmy gotowi, aby pojechać zobaczyć magiczny zachód słońca w Bagan.
Powoli pedałujemy piaszczystymi uliczkami obierając kierunek Old Bagan. Zadanie na dziś to znaleźć sobie jakąś pagodę, z której będziemy obserwowali krainę tysiąca pagod w ostatnich promieniach słońca. Nie mamy określonego celu, nie przyglądaliśmy się mapce terenu. Po prostu na „czuja” coś znajdziemy.
Po drodze dwóch sympatycznych chłopaków na skuterze zaczepiło nas. Po wymianie uprzejmości i odpowiedzi na podstawowe pytania o rodzinę, dzieci itd. zaproponowali, że nas zaprowadzą w jedno mniej popularne, aczkolwiek bardzo atrakcyjne miejsce. Czemu nie?
Zatrzymaliśmy się przed piękną, ceglaną pagodą. Wchodzimy na jej szczyt przez wewnętrzny system korytarzy. Rejon Baganu to teren występowania kobry, zatem trzeba uważać, gdyż gady te lubią wygrzewać się na rozgrzanych kamieniach świątyń, zatem warto mieć przy sobie latarkę, aby uniknąć bezpośredniego kontaktu z nimi.
Z pagody rozpościera się wspaniały widok na całą krainę tysiąca pagód. Jest jeszcze trochę czasu do zachodu słońca, zatem rozstawiam statyw, precyzyjnie dobieram kadr i oczekuję, aż zachód słońca w Bagan się rozpocznie.
W międzyczasie chłopaki chcą nam pokazać czym się zajmują. Wyciągają ze swoich toreb kawałki płótna. Nieśpiesznie rozwijają kolejne rulony i kładą rozprostowane na ziemi. To ręcznie malowane przez nich kopie buddyjskich ikon. Podobno większość młodych ludzi zajmuje się tu malowaniem starożytnych obrazów na materiale.Młodzieńcom umiejętność ta została pieczołowicie przekazana przez ojca rodziny, który od najmłodszych lat doglądał ich poczynania, dawał wskazówki i dobre rady, aby wykonywali swoje kopie z wielką starannością i kunsztem.
Spektakl światła i cienia rozpoczął się na dobre. Tym razem na bezchmurnym niebie pojawiły się kolejne kolory zachodzącego słońca. Krainę tysiąca pagód spowiły najróżniejsze barwy czerwieni, żółci i pomarańczy. Na horyzoncie można obserwować skąpane w słońcu wieże pagód. Bez wdawania się w szczegóły historyczno-architektoniczne (na to przyjdzie jeszcze pora) człowiek może nacieszyć oko otaczającym go krajobrazem.
Dookoła cisza i spokój. Czuć rozpaloną i spękaną od słońca ziemią , która za chwilę dostanie trochę chłodu i będzie miała chwilę wytchnienia i odpoczynku przed kolejnym dniem.
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.