Surströmming, czyli jak smakuje szwedzki przysmak
Czy słyszeliście o szwedzkim rarytasie o nazwie surströmming, czyli o kiszonym śledziu bałtyckim? Co o nim sądzicie? Czy rzeczywiście tak przeokropnie śmierdzi i jeszcze gorzej smakuje? Czy każda próba zjedzenia przez osobę bez szwedzkiego paszportu kończy się wymiotami? Jak wypada w porównaniu z durianem? Spróbuję nakreślić moje odczucia po niewątpliwej przyjemności skosztowania tego rarytasu.
Będąc w Szwecji, próbowałem znaleźć surströmming, lecz nie było to takie łatwe. Dopiero dzięki uprzejmości znajomego (dzięki Marek) przyfrunął do mnie pięknie zapakowany prezent pod choinkę.
Surströmming to specyficzna potrawa. Bałtycki śledź jest łowiony w okresie wiosny (kwiecień, maj) w momencie, gdy jest jeszcze przed tarłem. Ryby umieszczane są w beczkach w specjalnej solankowej zalewie przez kilka tygodni, gdzie w odpowiedniej temperaturze następują procesy fermentacji. Na początku lipca doskonale zakonserwowane (nie chciałbym tego robić bez maski przeciwgazowej) śledzie są zamykane w szczelne puszki.
Proces kiszenia i fermentacji nadal postępuje, dzięki czemu większość puszek, po pewnym okresie, ma mocno wypukłe dekle – od naprodukowanych wewnątrz gazów. Podobno często można spotkać tak mocno zdeformowane puszki, że kształtem przypominają piłkę.
Szukając informacji skąd u Szwedów taka tradycja jedzenia surströmming natknąłem się na sympatyczną, choć podobno nieprawdziwą historię. Do końca nie jest wiadome, kto kogo oszukał. Podobno w XVI wieku szwedzcy żeglarze wracający z połowów posiadali za mało soli, aby w pełni „zabezpieczyć” śledzie przed zepsuciem, przez co część ich ryb nadpsuło się. Dobijając do brzegów Finlandii postanowili jednak je sprzedać tamtejszym mieszkańcom i popłynęli do domów. Żeglarze wrócili w to samo miejsce po roku czasu i ku ich zdziwieniu Finowie poprosili ich o kolejne porcje surströmming, gdyż bardzo im smakowała tak przyrządzona ryba. Zaskoczeni Szwedzi postanowili spróbować, w ich mniemaniu zepsutych śledzi, i nie wiedzieć czemu, także im zasmakowały.
Zatem wiemy już co to jest surströmming i jaką ma historię, więc bez zbędnego przedłużania przejdźmy do meritum.
Jak zjeść surströmming’a?
Puszkę koniecznie trzeba otworzyć na zewnątrz, na świeżym powietrzu, gdyż nikt nie chce zapaskudzić sobie mieszkania, a sądzę, że pozbycie się tego „fetorku” może być bardzo trudne. Ze strachem otwieram nadętą puszkę. Nastąpiło „syknięcie”, lecz nic nie wybuchło. Powoli z małej dziurki zaczął unosić się specyficzny zapach. Po dłuższej chwili ten specyficzny zapach przeobraził się w najzwyklejszy na świecie smród, którego nie potrafię do niczego przyrównać. Jednak jestem zaskoczony, że pomimo tych mitycznych opowieści ludzi, którzy pisali, że koniecznie należy otwierać puszkę w zbiorniku z wodą, aby zneutralizować zapach, to nie śmierdzi jakoś przerażająco – po prostu smród to smród. Zatem pierwsze miłe zaskoczenie.
Sprawnie, lecz bardzo powoli i z uwagą, otwieram całe wieczko. W środku znajdują się śledzie bez głów w zalewie. Widać, że od tego długiego procesu kiszenia kawałki ryby są bardzo kruche i mięciutkie. Teraz zaczyna się to na co czekałem, czyli przygotowuję sobie kanapkę. Biorę kawałek chleba (oryginalnie powinien to być specjalny tunnbröd) nakładam jednego surströmminga a na nim ląduje kawałek pomidora z drobno posiekaną cebulą. Generalnie kanapka gotowa.
A może chcecie wiedzieć jak smakuje król owoców – durian?
Wącham – nadal śmierdzi – biorę pierwszy, niewielki kęs. Zęby delikatnie wbiły się w kruchego, bardzo delikatnego śledzia. Konsystencja ryby jest bardzo mięciutka, jakby próbować ptasie mleczko lub słodką piankę. Do momentu, gdy go nie poczułem na języku, ani na podniebieniu i myślałem, że jest całkiem ok. Jednak, gdy moje kubki smakowe „zorientowały” się co dostały do spróbowania, mój organizm zaczął się bronić. Kilka głębokich wdechów i szybkie połknięcie. Uff, udało się. Bez dwóch zdań było to paskudne. Już teraz wiem, że smród unoszący się w powietrzu jest niczym w porównaniu do tego specyficznego smaku, którego nie idzie opisać. Na samo wspomnienie tego wydarzenia, mój żołądek się dziwnie „wzdryga” i już zaczyna bronić.
Jednak pomyślałem sobie, że może coś źle spróbowałem. Przecież surströmming jest wielkim przysmakiem w Szwecji i niektórzy potrafią zjeść całą puszkę ze smakiem. Aby ostatecznie zmierzyć się z tą potrawą i mieć absolutnie 100% pewności, że jest ona paskudna, próbuję jeszcze raz. Tym razem kęs jest śmielszy, dużo większy, mniej pomidorka i cebuli, a więcej śledzika.
Dosłownie po chwili moje przypuszczenia się potwierdziły – tak, to najpaskudniejsze danie jakie kiedykolwiek jadłem i kompletnie nie rozumiem, jak ktoś z własnej nieprzymuszonej woli, może się tym czymś zachwycać.
Dla mnie surströmming to zgniły, sfermentowany i zepsuty śledź. Być może część tych określeń jest bardzo krzywdząca dla tej potrawy, lecz mam tylko takie skojarzenia. Smakuje dziwnie, jak coś okropnego. Cieszący się złą sławą durian, jest pyszny w porównaniu do tego specyfiku. Całość została uwieczniona na filmie.
Jedzenie surströmming’a na filmie
Jeszcze wiele godzin po tej próbie, po zjedzeniu pysznej polędwicy, ciasta, pieczywa, słodkości nadal czułem to coś w buzi. Najgorsze jednak było, gdy człowiekowi się „odbiło”. Wtedy cały „aromat” i zapach powrócił i przypomniał o sobie.
Na następny dzień już nie czułem tego smaku, lecz mój żołądek nadal nie otrząsnął się z tej zwycięskiej próby i był jakiś taki zestresowany, spięty.
A ktoś z Was próbował tego rarytasu? Jak Wam smakował surströmming?