Mount Bromo – magiczny wschód słońca nad wulkanem
Godzina 3.30, dźwięk alarmu budzika wybudza nas z objęć Morfeusza, wszystko po to, aby zobaczyć wschód słońca nad wulkanem Mount Bromo. Pomimo szerokości geograficznej musimy się ubrać w polary i czapki, bo na zewnątrz jest stosunkowo chłodno. Zaspanym krokiem podążamy w stronę warczących jeepów, których właściciele rozgrzewają silniki. Dziurawą drogą jedziemy w stronę punktu widokowego Penanjakan. Zaledwie po 15 minutach nasz samochód zatrzymuje się na parkingu, obok wielu innych.
W świetle czołówek idziemy wyznaczonym szlakiem pod górę. Co jakiś czas mijamy rozpalone ogniska, przy których lokalni przewodnicy ogrzewają się. Co pewną odległość ktoś proponuje ofertę wjechania na mule. Po kilkunastu minutach dochodzimy do punktu widokowego, gdzie już spora grupa osób zajęła sobie wygodne miejsca i w ciemnościach oczekuje na spektakl przyrody, który za chwilę będzie się odbywał na naszych oczach.
Legenda Mount Bromo
Jesteśmy w jednym z ciekawszych miejsc, gdzie będzie można podziwiać wschodzące słońce nad ponad 16 km kalderą wulkanu Tengger. Według legendy przyczyną powstania tego terenu była nadzwyczajna uroda kobiety Roro Anteng. Zły olbrzym, który był w posiadaniu niezwykłych mocy, dowiedziawszy się o pięknej dziewczynie postanowił jej się oświadczyć. Wybranka bojąc się o swoje życie nie mogła mu odmówić, dlatego też wymyśliła bardzo sprytny plan, który miał jej pozwolić nie dopuścić do małżeństwa. Olbrzym, aby otrzymać jej rękę musiał spełnić jej życzenie. Zadanie polegało na wybudowaniu piaszczystej pustyni pomiędzy górami w ciągu jednej nocy, a cała praca musiała zostać ukończona przed wschodem słońca.
Po rozpoczęciu prac wszystko wskazywało na to, że olbrzym zdoła wypełnić zadanie. Jednak Roro Anteng wymyśliła sposób, aby mu w tym przeszkodzić. Narobiła mnóstwo hałasu, budząc tym samym wszystkie koguty we wiosce, które zaczęły piać oznajmiając o czasie wschodu słońca. Olbrzym był bardzo zaskoczony tym, że nie zdołał wykonać zadania w odpowiednim terminie. Rzucił kokosową skorupę, którą używał do kopania pustyni. Spadła ona nieopodal wulkanu Mount Bromo (2329 m) tworząc Mount Batok (2440 m).
W taki oto sposób powstała płaska, wypełniona piaskiem kaldera wulkanu Tengger, która nazwę zaczerpnęła od ostatnich sylab pięknej Anteng oraz jej wybranka, księcia Joko Seger.
Mount Bromo wschód słońca z punktu widokowego Penanjakan
Z kompletnej ciemności zaczynają się powoli wyłaniać poszczególne obrysy wulkanów, których podnóża spowite są w gęstej mgle. W oddali nad wszystkim majestatycznie stoi najwyższy wulkan Jawy – Semeru (3676 m).
Dzisiaj Mount Bromo wydobywa ze swoich czeluści niegroźne ilości dymu, lecz jeszcze parę miesięcy wcześniej uaktywnił się zagrażając okolicznym mieszkańcom.
Niebo delikatnie mieni się w pastelowych barwach, dookoła słychać wyzwolenia migawek i klapnięcia luster. Każdy chce uwiecznić odbywający się spektakl. Słońce powoli zaczyna wschodzić, a warstwa mgły, która szczelnie wypełnia całą kalderę, zostaje pięknie podświetlona ciepłym światłem.
Wszyscy już sobie poszli, mieszkańcy zgasili ogniska, zatem i my składamy statyw i wracamy do jeepa, aby udać się na sam dół kaldery, do podnóży mitycznego Bromo.
Mount Bromo – kaldera…
Powoli suniemy w dół. Nasz kierowca, chyba nigdy na poważnie nie jeździł samochodem terenowym, gdyż sposób jego jazdy przypomina emerytkę jadącą do kościoła. Omija każdy najmniejszy rów, wzniesienie, przed każdą dziurą praktycznie zatrzymuje swój samochód. Szkoda. Wjeżdżamy w mgłę, którą podziwialiśmy z punktu widokowego. Widoczność spada do kilku metrów. Osiągając piaski pustyni mgła robi się coraz rzadsza, dzięki czemu widać w oddali zaparkowane w równym rzędzie kilkadziesiąt jeepów.
Stąd idziemy w kierunku Pura Luhur Poten, czyli świątyni buddyjsko hinduistycznej położonej u stóp wulkanu. Jest to główne miejsce, gdzie rozgrywają się corocznie wydarzenia podczas czternastego dnia festiwalu Yadnya Kasada. Wtedy to miejscowa ludność idzie w pochodzie z ofiarami w postaci owoców, warzyw, ryżu, pochodzącymi z okolicznych terenów. W świątyni odbywają się przemowy, błogosławieństwa i modlitwy, po czym pochód rusza w dalszą drogę, aby wspiąć się do krawędzi krateru i wrzucić ofiary.
Historycznie obrzęd ten pochodzi z okolic XV w., a głównymi bohaterami jest wspomniana już para, Roro Anteng i Joko Seger. Legenda głosi, że po wielu, bezowocnych latach starań o wydanie na świat potomstwa, postanowili, że udadzą się w pielgrzymkę do Mount Bromo i poproszą o pomoc górskie bóstwa. Wszechmogący Hyang Widi Wasa wysłuchał ich próśb, dając im możliwość urodzenia 25 dzieci. Postawił jeden warunek: ostatnie narodzone dziecię królewska para odda górom w ofierze, na co małżonkowie wyrazili zgodę.
Wiele lat później, gdy ostatnie dziecko imieniem Kesuma przyszło na świat, rodzice nie chcieli wypełnić obietnicy. Wtedy to bogowie zesłali nieszczęście na krainę: ogień i siarkę, aż do momentu, gdy syn został wrzucony do wulkanu. Podobno można było usłyszeć jego ostatnie słowa proszące o coroczne dokonywanie ofiary na stokach wulkanu, żeby przebłagać Bogów.
Dookoła miejscowi ze swoimi końmi (mułami) próbują namówić wszystkich na zdobycie podnóża wulkanu jadąc w siodle. Droga nie jest specjalnie długa, ani męcząca, lecz widać wersja konna ma swoich zwolenników.
Dochodzimy do podnóża, gdzie czekają nas 253 betonowe stopnie doprowadzające do krawędzi wulkanu. Ludzi całkiem sporo. Parę minut później stajemy na szczycie, aby móc zajrzeć „potworowi” prosto w paszcze. W chwili obecnej wydobywa się z niej mała ilość dymu, ale można sobie wyobrazić jak to wyglądało parę miesięcy temu, gdy Bromo po raz kolejny się przebudził. Znajduje się tutaj wąska ścieżka, którą można obejść krawędź Bromo dookoła. Poniżej mgła powoli opada odkrywając „Sea Sand”, czyli morze piasków, które wypełnia kalderę Tengger i można podziwiać sąsiednie wulkany. Nastał kolejny, piękny dzień.
Mount Bromo Informacje praktyczne
Zdecydowaliśmy się na wykupienie wycieczki z biura podróży, ponieważ na własną rękę cena byłaby podobna, a na pewno przy tej opcji nie tracimy niepotrzebnie czasu. Oczywiście jak zawsze trzeba najpierw zrobić rozeznanie w różnych biurach, co oferują i za jakie pieniądze, gdyż większość z nich ma w ofercie podobny program, ale ceny potrafią być bardzo różne.
Wybraliśmy biuro Sosro Tours znajdujące się przy głównej ulicy Sosrowijayan, bo mieli najlepszy stosunek jakości/ceny. Wytargowaliśmy cenę 540 000 IDR od osoby w skład, której wchodziły:
- przejazd Yogyakarta – Prombolinggo – Cemoro Lawang (ok. 13 godzin),
- nocleg w hotelu Bromo Permai I (Cemoro Lawang) gorący prysznic, śniadanie,
- przejazd Cemoro Lawang – Prombolinggo – Ijen,
- nocleg w hotelu Catimore (gorący prysznic, śniadanie),
- przejazd do Paltuding Pos (miejsce startu szlaku na wulkan Ijen),
- przejazd Ijen do Ketapang (port, z którego wyruszają promy na Bali)Dodatkowo płatne wstępy do parków narodowych: Bromo (25000 IDR/os), Ijen (25000 IDR/os) oraz wycieczka jeepami 4×4 w Bromo (90 000 IDR/os).
Większość biur podróży chwaliła bardzo te dwa hotele, że są super, przepiękne i wypowiadali się o nich w samych superlatywach. Na miejscu jakoś nie zauważyliśmy ich wyjątkowości np. w postaci nienagannej czystości, czy wyposażenia pokoju. Warto wspomnieć, że Permai miał wspaniały widok na Bromo, a Catimore miał do dyspozycji basen i naturalne gorące źródło oraz był położony pośród plantacji kawy.
Koniecznie trzeba pamiętać, aby wszystko to, za co płacimy było dokładnie wyszczególnione na bilecie (włącznie z nazwami hoteli), ponieważ w Prombolinggo byliśmy przepakowani do innego busa obsługiwanego przez inną firmę i każdy szczegół zakwaterowania i wykupionej opcji był dokładnie sprawdzany. Mieliśmy też wrażenie, że już w drodze czasami naciągają nas na kasę. Dla przykładu nie kupiliśmy w Yogya wycieczki jeepami, gdyż na miejscu miała kosztować tyle samo, a okazało się, że cena była o 10 000 IDR droższa. W Ijen doliczyli nam jakąś extra opłatę za „camera fee”, o której wcześniej nikt nie wspominał. Bus z Prombollinggo nie miał klimatyzacji, pomimo, że za taki transport zapłaciliśmy.
Z perspektywy czasu sądzę, że warto było wykupić wycieczkę z biura, gdyż bardzo to oszczędza czas i pieniądze.
PS. Wyjazd do Indonezji odbył się w terminie 12.09 – 07.10.2011.