Codzienne życie w Bago
Warto wstać wcześnie rano, aby zobaczyć jak budzi się miasto z objęć Morfeusza. Wyruszam wąskimi uliczkami, aby zobaczyć jak wygląda codzienne życie w Bago. To bardzo ciekawe doświadczenie, gdyż mogę swobodnie poruszać się po zakamarkach tego dużego miasta, a lokalni mieszkańcy nie zwracają na mnie uwagi. Zajmują się swoimi sprawami.
Okolice po których chodziłem z mnichami były bardzo biedne. Większość domów to tak naprawdę niewielkie chatki wykonane z bambusa i liści palmowych z małym paleniskiem, bez elektryczności.
Według tego, co mówili Birmańczycy, tylko bogaci ludzie mieszkają w budynkach z murowanych ścian, reszty nie stać na taki luksus. Sanitariaty to po prostu studnia na zewnątrz chatki, przy której dzieje się wszystko: pranie, mycie, czyszczenie. Pomimo tak bardzo prymitywnych warunków codziennie rano kobiety odziane w sarong (kawałek cienkiego, prostokątnego materiału służącego do osłonięcia ciała), a mężczyźni w longyi (rodzaj spódnicy z jednego kawałka materiału) przy użyciu miski i kubka zażywają kąpieli.
Nie ma tutaj lepszej czy gorszej pracy. Każdy, niezależnie od płci, wykonuje jakąś czynność, która pozwala utrzymać rodzinę. Jedni zbierają chrust, inni przygotowują betel, ktoś inny jeździ rikszą lub motorem.
Na każdym kroku możemy zobaczyć malutkie interesy, sklepiki, restauracyjki, handel warzywami, owocami, czym popadnie. Ludzie tutaj nie przejmują się niczym ponad to, aby mieć co jeść i gdzie spać, więcej pieniędzy nie jest im potrzebne.
Pomimo dosyć ciężkiego i biednego życia na wszystkich twarzach rysuje się ogromny uśmiech, każda twarz jest pełna radości i szczęścia. Może wynika to z tego, że nie mają ogromnych oczekiwań od innych? Wiedzą, że na wszystko muszą sami ciężko zapracować.
Mieszkańcy Birmy postępują zgodnie z zasadami buddyzmu (ponad 80% ludności) i dlatego swoim zachowaniem, uczynkami, traktowaniem drugiego człowieka zapracowują na swoją dobrą karmę. Najważniejszą wartością dla nich jest rodzina: mąż/żona, dzieci, a także rodzice, dziadkowie.
Wydawać by się mogło, że Birma to kraj zacofany, bez technologii i nowoczesnych rozwiązań. Jednak uważam, że Europa i cały Zachód mógłby się wiele nauczyć m.in. szacunku dla starszych, miłości do bliźniego, odpowiedniego traktowania drugiego człowieka, wartości rodzinnych.
Wyobraźmy sobie, że w tym wydawać by się mogło „zacofanym” kraju, gdy do autobusu wsiada starsza osoba, to nigdy, przenigdy nie ma problemu, aby znalazło się dla niej miejsce siedzące. Od razu, przynajmniej kilka osób ustępuje, organizuje miejsce dla staruszki. Podobnie kobieta w ciąży lub rodzic z małym dzieckiem, nie musi się martwić o to, że będzie stał. Takie postępowanie można zaobserwować w całej Azji. Nie jest to nic szczególnego, nic wyjątkowego, po prostu takie zachowanie wypływa z wnętrza człowieka, prosto z serca. Dlaczego ludzie z dalekiej „zacofanej” Azji postępują w taki sposób, a wykształcone i nowoczesne społeczeństwo Zachodu nie potrafi, nie umie, nie chce?
Młoda dziewczynka zasiadła w cieniu drewnianej chatki i zwija cheroots (birmańskie papierosy). Na jednej kupce ma ustniki, na drugiej jakieś liście, mieszankę tytoniu. Jej zadanie to złożyć wszystko w całość, zrolować, nakleić naklejkę z firmą. Wszystko trwa kilka sekund. W ten sposób próbuje wspomóc budżet swojej wielodzietnej rodziny.
Codzienne życie w Azji to coś, co można podziwiać, obserwować, podpatrywać godzinami. Tego „czegoś” nie znajdziemy w muzeach, na wycieczkach turystycznych. To „nienazwane coś”, jest tam na ulicy, gdzie wystarczy pójść i pobyć i samo „coś” cię znajdzie.
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.