Kalaw – malutkie, górskie miasteczko
Kalaw to malutkie, górskie miasteczko położone na wysokości 1320 m, miejsce startu większości trekkingów nad jezioro Inle Lake lub górskich wędrówek. Jest tu zdecydowanie chłodniej niż w pozostałej części Birmy. W centralnym miejscu znajduje się wspaniały, lokalny targ. Ma się wrażenie, że całe miasto powstawało wokół jego centrum. Dookoła wielu mieszkańców otworzyło swoje malutkie tea shop’y, gdzie można raczyć się wspaniałą herbatą, są sklepy i miejsca usługowe.
Dzień warto zacząć od dobrej herbaty. Miejscowi przesiadują całymi dniami w takich knajpkach i sączą lap’eqye (nie wiem jak to się dokładnie pisze), czyli herbatę zmieszaną ze skondensowanym mlekiem i cukrem. Jest to ich tradycyjny napój i sposób na temperaturę. Tak naprawdę jest kilka odmian: cho bawq – czyli mniej słodka wersja lap’eqye, jest jeszcze kyauk padaung i bardzo mocna cho kya’. Napój ten ma specyficzny smak, który nie każdemu może zasmakować, zatem raczyliśmy się mieszanką chińsko-indyjskiej czarnej herbaty z dodatkiem zielonej. Oczywiście tradycyjnie mocno słodzona, bo to taki zwyczaj.
W każdym takim miejscu zawsze warto polegać na swoim nosie i udać się w kierunku gorącej blachy, na której zazwyczaj coś ciekawego i pysznego jest przyrządzane. Najczęściej jedliśmy różnego rodzaju, świeżo pieczone „naleśniki”.
Miły sympatyczny chłopak obracał ciastem, podrzucał, rozwałkowywał, to znowu podrzucał. Gdy jego opuszki palców wyczuły, że ciasto jest odpowiednio wyrobione wrzucał na rozgrzaną blachę. Następnie kilka dodatkowych podrzutów łyżką, „spulchnienie” całości poprzez energiczne poklepywanie rękoma, a dalej wystarczy posypać cukrem i gotowe. Mogliśmy raczyć się pyszną przekąską.
Co jakiś czas przychodzili ludzie, siadali naprzeciwko i patrzyli jak jemy, pijemy. Przejeżdżający samochód wyładowany po brzegi zatrzymał się wysiadło z nich kilka osób i podeszło do naszego stolika. Nawiązaliśmy rozmowę po czym bardzo nieśmiało dziewczyny zapytały, czy mogą sobie zrobić z nami zdjęcie. Rzadko kto tutaj posiada aparat fotograficzny, a już cyfrowy to naprawdę nieliczni. Wszystko w bardzo przyjemnej i miłej atmosferze.
Niedaleko miasta znajduje się świątynia o nazwie Nee Paya (Hnin Paya). Zawiera 500 letni posąg Buddy wykonany z laki. Aby tam trafić kierujemy się drogą Circular na zachód i wśród zabudowań i pól podążamy lekko pod górę. Jakieś 30 minut później trafiamy do celu. Niestety cały kompleks przechodził gruntowny remont. Dookoła tego miejsca biegało mnóstwo dzieciaków, którzy na nasz widok nie pozwolili nam tak szybko odejść.
Bardzo energiczni młodzi chłopcy popisywali się przed nami, dziewczynka bardziej nieśmiała pozowała do kolejnych ujęć niczym profesjonalna modelka. Wszyscy strasznie brudni, usmarkani, lecz tryskający optymizmem i szczęściem, że niejedno dziecko europejskie mogliby zarazić pozytywnym stosunkiem do życia. Pomimo, że nie mają PS4, komputera, rowerów, quada czy jeszcze innych cudów techniki są zadowoleni z tego, że mają przyjaciół, kolegów i rodziców.
Pisałem o tym wielokrotnie, że tak pozytywnie nastawionych ludzi do świata i do innych nie spotkałem jeszcze nigdy. Po części wynika to z religii buddyjskiej, lecz przede wszystkim ze sposobu życia, priorytetów i systemu wartości przekazywanego z pokolenia na pokolenie.
Na koniec zapraszam na króciutki filmik pokazujący „czystą” radość chłopców z Kalaw.
Kalaw informacje praktyczne
Na kolację warto udać się do Tha Zin. Jest to prywatny dom byłego burmistrza miasta Kalaw, Aby tam trafić należy wejść po schodach w stronę Thein Taung Paya i skręcić w pierwszą przecinającą drogę w lewo. Jakieś 100 metrów dalej będzie dom.
Jeden z pokoi starsze państwo przeznaczyło na jadalnie dla gości. Na wejściu jakaś przekąska, pan wręczył nam „recomendation book”, czyli taka książka, do której wpisywali się goście z całego świata, którzy wpadli na jedzenie do tego miejsca. Wszyscy bardzo pozytywnie wypowiadali się o zupie warzywnej, kurczaku na słodko-kwaśno oraz makaronie z kurczakiem, zatem zamówiliśmy ten zestaw. 86 letni pan bardzo chętnie opowiadał o swojej historii, o kraju, o rządzie podczas gdy jego sympatyczna żona krzątała się po kuchni, aby przygotować nam jedzenie. Powiem krótko: atmosfera i jakość jedzenia i ogrom porcji był naprawdę powalający.
Nocleg w Kalaw znaleźliśmy w sympatycznym Pine Land Inn. Znajduje się przy głównej ulicy, gdzie zatrzymują się autobusy. Pokój czysty, z łazienką z ciepłą wodą pod prysznicem i co najważniejsze niezbyt drogi: 8$ ze śniadaniem
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.