Lokalny targ w Bagan
Jak już wcześniej pisałem lokalny targ to takie miejsce, gdzie warto pobyć, gdzie warto wybrać się na zakupy, gdzie warto coś zjeść. To tutaj spotykają się i plotkują kobiety podczas porannych zakupów, to tutaj mężczyźni rozmawiają o pogodzie czy chinlone (podobna gra do naszej „zośki”, uznawany za narodowy sport w Birmie). Każde targowisko ma coś w sobie, ma specyficzne zapachy, kolory, zwyczaje. Właśnie tutaj można kupić pyszne owoce, lokalne wyroby, zobaczyć jak się targują miejscowe przekupki, zatem zapraszam na lokalny targ w Bagan.
Wiedzieni unoszącym się ostrym zapachem podążamy w kierunku stoiska z rybami. Pani wymalowana thanaką na twarzy sprawnym ruchem dużego tasaka odrąbuje wielką głowę jakiegoś stworzenia. Przygotowuje porcje gotowe do sprzedaży. Klienci chodzą, przeglądają, targują się o każdy kawałek pysznej ryby. Pewnie za niedługo zakupy wylądują w garnku i będą podane jako pyszna zupa dla całej rodziny.
Kawałek dalej, dla bardziej majętnych mamy stoisko rzeźnickie. Poćwiartowane kawałki świeżego mięsa leżą i czekają na klientelę. Zaraz za mną kurczaki, jaja i inne produkty.Co krok to inny kolor, inny zapach lub fetor unoszący się swobodnie w powietrzu. Tym razem nie przyszliśmy tu na zakupy żywieniowe, lecz poszukać czegoś dla siebie, czegoś, co możemy przywieźć do domu, aby przypominało nam pobyt w tym bajecznym kraju.
Udajemy się do krainy wyrobów z bambusa, traw i wikliny. Szkoda, że nasze plecaki są takie małe, gdyż wszystkie pojemniki, podkładki, maty, koszyki, sakiewki i inne gadżety są tak pięknie wykonane, że człowiek chciałby wszystko ze sobą zabrać.
Jak to zawsze na targu bywa: najpierw trzeba sobie upatrzyć zdobycz, a później o nią walczyć, tak żeby sprzedający i kupujący byli zadowoleni z ceny. Wymaga to przede wszystkim czasu i cierpliwości oraz pozytywnego podejścia do transakcji.
Parędziesiąt minut później odchodzimy obładowani towarem machając do serdecznie uśmiechniętej sprzedawczyni. Obie strony są zadowolone i to jest najważniejsze w tej transakcji. Nigdzie wcześniej nie spotkaliśmy się z tym, aby sprzedawca upewniał się kilkukrotnie, czy jesteśmy zadowoleni z dobitego targu. Z wielkim uśmiechem na ustach, odliczamy banknoty kyat’ów i podajemy handlowcowi jedną ręką, a drugą przytrzymujemy łokieć. Taki zwyczaj wyrażenia uprzejmości i serdeczności.
Powoli opuszczamy lokalny targ w Bagan. Okazuje się, że naszym zakupem nr 1 okazała się piękna miotła z trawy.
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.