Męczący przejazd z Bagan do Ngwe Saung Beach
Leniwy poranek, powolne pakowanie plecaka, pyszne śniadanko na dachu guesthousa i włóczenie się po okolicy. O 15:00 pojawił się nasz autobus. Tym razem okazał się całkiem przyzwoity: dużo miejsca na nogi, klimatyzacja, regulowane siedzenia oraz jak zwykle TV z „najnowszymi” teledyskami. Najbliższe 12 godzin spędzimy w tej maszynie, aby pokonać trasę z Bagan do Ngwe Saung Beach.
Z przodu para Niemców, co nie napawa mnie optymizmem. Nie wiem czy mamy pecha czy zawsze trafiamy na, delikatnie mówiąc, niewychowanych turystów tej nacji. Przecież do wytarcia rąk służą chusteczki, ręcznik czy cokolwiek innego niż firanka w autobusie. To, że miejscowi wyrzucają przez okno śmieci nie znaczy, że Europejczyk, który wie, czym to grozi musi tak postępować…
Dwanaście godzin minęło na oglądaniu widoków za oknem, czytaniu, oglądaniu birmańskich wersji teledysków znanych hitów, drzemaniu.
Dojechaliśmy na Aung Mingalar Bus Terminal (Highway Bus Station) w Rangunie, gdzie zatrzymują się wszystkie autobusy obsługujące większą część kraju. Jednak, aby załapać się na transport nad morze do Ngwe Saung Beach lub Chaung Tha Beach musimy przejechać na Hlaing Thar Yar Bus Terminal, który według przewodnika jest dosyć daleko od miejsca naszego położenia.
Wspólnie z jedną dziewczyną z Belgii próbujemy wytargować możliwie najtańszą wersję taksówki. Jesteśmy trochę na przegranej pozycji, ponieważ jest środek nocy i jest to praktycznie jedyna możliwość dostania się tam. Tak czy inaczej po kilkunastu negocjacjach udaje się znaleźć faceta, który mówi, że za 2000K/os nas tam zawiezie.
Wsiadamy do ledwo trzymającego się w jednym kawałku samochodu i wyjeżdżamy z terminalu. Facet po chwili zatrzymuje się i w jego miejsce wsiada jakiś młody chłopak, któremu tamten przekazał, gdzie ma nas zawieźć. Po 30 minutach jazdy po ulicach Rangunu, postanawiamy się upewnić, czy aby nasz driver jedzie w dobre miejsce. „Yes, Yes sir. No problem”.
Po prawie godzinie drogi wysiadamy na Hlaing Thar Yar Bus. Kupujemy bilet i czekamy do 6:30.
W kilku miejscach pisałem o jakości dróg w Birmie, lecz trasa pomiędzy Rangun a Pathein wymaga szczególnego komentarza. Możemy wyobrazić sobie różnego rodzaju nawierzchnie: piaskowe, szutrowe, kamienne, asfaltowe i jeszcze parę innych. Tutaj to, po czym jedzie autobus, bo trudno nazwać to drogą, to umownie wyznaczony pas ruchu składający się ze wszystkiego, co człowiek znalazł i rozrzucił w tej części. Do tego w wyniku jazdy ogromnie przeładowanych ciężarówek i deszczy powstały ogromne dziury, które czasami są wypełnione jakimś materiałem, śmieciami, a czasami po prostu pozostała wielka dziura. Mam wrażenie, że te skrawki asfaltu, które co jakiś czas wystają pośród kamieni są najniebezpieczniejszym elementem drogi.
Nasz wesoły autobus toczy się z maksymalną prędkością 20 km/h usiłując ominąć wszystkie przeszkody i wybierać jak najmniejsze dziury. Po 5 godzinach docieramy szczęśliwi do Pathein, gdzie czas na lunch w przydrożnym barze.
Nie wiem, co to dokładnie było, co sympatyczna pani miała na sprzedaż, lecz podobno jadalne.
Dalsza trasa to dosyć wąska, lecz w pełni pokryta równiutkim asfaltem droga, którą już w bardzo komfortowy sposób dostaliśmy się do wioski Ngwe Saung Beach.
Ngwe Saung Beach informacje praktyczne
Bilet na autobus relacji Bagan – Rangun to koszt 15000K/osoby.
Przejazd z Bagan do Ngwe Saung Beach autobusem (dworzec Hlaing Thar Yar Bus) kosztuje 10000K/osoba. Szacunkowy czas to ok. 7 godzin.
Pierwszy raz się nam zdarzyło, że nie mając rezerwacji może być problem ze znalezieniem noclegu w Ngwe Saung Beach. Chcieliśmy udać się do polecanego przez poznanych Szwajcarów Shwe Hin Tha. Manager tego ośrodka sam nas odnalazł, zatem wsiedliśmy na skutery i pojechaliśmy w tamtą stronę. Okazało się, że nie mają wolnych pokoi i że będzie wolny bungalow, lecz dopiero od następnego dnia.
Oczywiście jako zaradny zarządca ośrodka miał dla nas propozycję. Zaczął od tysiąca przeprosin, że w ogóle nam proponuje takie spartańskie warunki, lecz pokazał nam pokój w kompleksie, gdzie mieszka on i służba. Drewniane pomieszczenie z czystą pościelą, materacem i moskitierą na środku. Nie zastanawiając się długo zostaliśmy tutaj.
Szybkie poszukiwanie kąpielówek, ręczników i na plażę. Cisza, spokój kilka palmowych parasoli, parę osób, piękna plaża, czysta woda o temperaturze tej w wannie…. Tak będą wyglądały najbliższe dni: nic nie robienie, odpoczywanie, relax?
Kilka kąpieli później okazało się, że ktoś tam odwołał rezerwację i zwolnił się jeden bungalow (15$ za cały bungalow).
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.