Rybacy z Ngwe Saung Beach
Mijamy małe drewniane domki, w których żyją mieszkańcy wioski. Idziemy wąską ścieżką prowadzącą na plaże. Pojawia się długi i szeroki pas jakiegoś materiału, a na nim tysiące błyskotek. Podchodzimy bliżej, aby się przyjrzeć, co tak pięknie lśni w słońcu. Okazuje się, że w ten sposób całe rodziny suszą złowione malutkie ryby.
Dzieciaki przybiegają do nas ciekawe, co tu robimy. Chętnie stają przed szkłem obiektywu, gdyż każdy z nich chce się zobaczyć na malutkim wyświetlaczu LCD. Uśmiechają się, wygłupiają, wołają kolegów i koleżanki, aby zrobić sobie zdjęcie.
Kawałek dalej, kilkadziesiąt metrów sieci rozciąga się na plaży. Długa łódź podpłynęła do brzegu i wyskoczyło z niej paru bardzo szczupłych, wręcz wychudzonych, mężczyzn.
Budowa ich ciała składa się z wyrobionych ciężką pracą mięśni, które przykrywa jedynie cieniutka warstwa skóry. Brak jest jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej. Widać dokładnie każde ścięgno, każde włókno.
Wyciągają wielkie i ciężkie wiklinowe kosze wypełnione po brzegi malutkimi rybkami. Zaraz zostają otoczeni przez miejscową ludność. Nie wiem czy to ich rodziny czy znajomi, lecz każdy ładuje ryby, w co ma pod ręką: plastikowa torba, kapelusz, longyi. Nikt za nic nie płaci. Wszyscy cieszą się i radują, że połów się udał. Sytuacja wygląda niczym „gwiazdka w maju”.
Rybacy z Ngwe Saung Beach przenoszą resztę koszy z powrotem na łodzie i zabierają się za zwijanie dobytku. Każdy z mężczyzn ma określoną rolę, powoli pakują wielkie zwały sieci, wrzucają boje. Pomimo przebywania w wodzie, większość z nich trzyma w ustach coś na kształt papierosa. Niektórym jeszcze się delikatni tli, innym już dawno zgasł.
Słońce jeszcze wysoko nad horyzontem, fale biją o brzeg, czuć delikatną bryzę. Upewniwszy się, że mają już wszystko, rybacy z Ngwe Saung Beach wskoczyli do łodzi, odpalili silnik, który wprawił w ruch śrubę i powoli popłynęli dalej. Czasami powolnie odwracają się, aby pomachać dzieciakom, które z ogromną radością w oczach, żegnają się z mężczyznami. Za niedługo znowu się spotkają.
Cóż, takie jest życie rybaka.
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.