U Bein Bridge – najdłuższy most tekowy świata
Jest to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w całej Birmie – U Bein Bridge (The Taung-Tha-Man Bridge) – najdłuższy na świecie most tekowy (1.2 km), który znajduje się niedaleko Mandalay. Nie sposób być w tym kraju i nie odwiedzić tego ciekawego miejsca. Koniecznie należy spędzić tu trochę czasu, aby poczuć klimat miejsca, lecz absolutnie obowiązkowym momentem, w jakim po prostu trzeba tu być, to magiczny zachód słońca.
W czasie monsunu wody spływają z gór i okolicznych wzgórz do jeziora Taung Tha Man podnosząc jego poziom, które po obfitych opadach zamienia się w niebezpieczne miejsce odcinając część wiosek od stałego lądu. Stare podanie głosi, że gubernator Bain Sak oraz wysokiej rangi dostojnik państwowy U Pein po wielu naradach zaproponowali ówcześnie panującemu królowi Pagan, aby wybudować w tym miejscu most, który ułatwi życie jego podwładnym.
Budowa została rozpoczęta w 1849 roku. Drewno zostało pozyskane ze starego pałacu i z opuszczonych domów. Biorąc po uwagę wiatry i duże fale występujące na jeziorze architekci zaprojektowali most po delikatnym łuku, aby łatwiej znosił panujące tu trudne warunki pogodowe. Każdy z 1086 słupów został wbity na głębokość około 2 metrów w dno jeziora oraz został wyposażony w 2 podpory. Mamy 482 przęsła, 4 drewniane pawilony stworzone dla ochrony przed palącym słońcem oraz 9 miejsc, w których można w łatwy sposób podnieść grubą (złożoną z 9 warstw desek) podłogę, aby mogły tędy przepłynąć łodzie wojenne oraz Royal Barge Pyi Gyi Mon. Całość budowy została ukończona po 2 latach, czyli w 1851 roku.
Inne podanie głosi, że dwaj przyjaciele króla Paganu: Bain Sak oraz U Pein wybudowali ten most U Bein Bridge, aby ich władca mógł się wymykać po nocy do wiosek w celu spotkania się ze swoimi nieoficjalnymi wybrankami.
Obecnie miejsce to skupia ogromną ilość turystów zwłaszcza o wschodzie i zachodzie słońca i nie mam tu na myśli tylko „białych”, lecz także Birmańczyków, Tajów czy inne narodowości. Można powiedzieć, że jest to taki azjatycki odpowiednik wodospadu Niagary. Dookoła kręcą się ślubni fotografowie robiąc sesje w plenerze. Dodatkowo wielu fotoamatorów próbuje zarobić na zrobieniu jedynego w swoim rodzaju zdjęcia rodzinki na tle wspaniałego mostu i co najdziwniejsze mają klientów.
Pod mostem U Bein Bridge toczy się normalne życie. Żyją tu rodziny, które w porze suchej mają mały skrawek ziemi, który uprawiają, zbudowali sobie szałas i tak egzystują. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni, ktoś orze pole, inni w tym czasie łowią ryby, wypasają bydło, a nad nimi kolejni ludzie przemierzają most.
Sztandarową pamiątka (dla „białych”) z U Bein Bridge to zdjęcie mnicha, odzianego w szafranową szatę na tle mostu. Natomiast wydaje mi się, że dla młodych, czasami bardzo nieśmiałych mnichów bezcenną pamiątką jest zdjęcie z piękną blondynką. Bardzo długo zastanawiali się jak do nas podejść i poprosić o to, aż jeden z nich zebrał w sobie odwagę i troszkę na migi wytłumaczył o co mu chodzi, czyli o zdjęcie z Agą. Był przeszczęśliwy, że mógł spełnić swoje marzenie.
Dzień chyli się ku końcowi, przybywa coraz więcej turystów aby podziwiać piękno zachodzącego słońca. Trochę ludzi ze statywami, dużo błysków fleszy i kilkadziesiąt ujęć później siedzimy w naszej blue taxi i jedziemy w stronę guesthouse.
Nie ma co tu uprawiać szermierki słownej, sądzę, że obraz lepiej odda chwile tamtego zachodu słońca nad U Bein Bridge.
PS. Wyjazd do Birmy odbył się w dniach 5-30.11.2009. Zachęcam do zapoznania się z planem i mapą podróży.