Malownicze Allinge
Włóczenie się po wybrukowanych, wąskich uliczkach bornholmskich miasteczek stanowi ogromną przyjemność. Praktycznie wszystkie osady na wschodnim wybrzeżu są do siebie podobne, a jednak do każdej zaglądnęliśmy na trochę, bo ich zabudowa, kolorowe domki i niesamowity klimat magicznie przyciągają. Svaneke wywarło na nas ogromne wrażenie, jednak Allinge też ma coś w sobie, więc chcieliśmy tu pobyć i poszperać w jego zakamarkach.
Jak większość miast Bornholmu, swoją historię zaczynały w czasach średniowiecza jako osady rybackie. Początki to niewielka przystań rybacka, dookoła której ludność zaczęła budować swoje domy.
Nie wiem jak to jest, czy każdy z tutejszych mieszkańców ma we krwi dbanie o swoje domostwo, czy są jakieś przepisy, których bardzo restrykcyjnie trzeba przestrzegać, lecz wszystko jest utrzymane w nieskazitelnym porządku. Dodatkowo efekt jest niesamowity. Oprócz tego, że domy są pomalowane w piękne pastelowe kolory, które bardzo charakterystycznie wyglądają na tutejszych ulicach, to każdy z właścicieli swojej posiadłości dodaje coś od siebie.
Czasami jest to detal w postaci ciekawej klamki lub wyrazistych kolorowych drzwi, czasami jest to jakiś dodatek w postaci pięknej donicy przed wejściem lub rzeźby na schodach wejściowych – jednak bardzo często są to różne figurki umieszczone na parapetach okien.
Jak przyjedziecie lub przypłyniecie do Allinge to swoją włóczęgę po mieście warto rozpocząć od miejsca, gdzie się wszystko zaczęło, czyli portu. Jest on niewielki, jednak bardzo przyjemny. W niedalekiej odległości znajduje się godna polecenia wędzarnia (rogeri), a idąc w drugą stronę dojdziemy do żółtego kościoła.
Ludzie mówią, a w różnych książkach jest napisane, że Allinge i Sandvig są do siebie bliźniaczo podobne, że nie sposób ich od siebie odróżnić. Nie wiem, ale my nie zaobserwowaliśmy tego. Jednak warto wybrać się na spacer z Allinge do Sandvig, aby kontynuować swoją eskapadę na szlak prowadzący po Hammeren.
Zatem co jest takiego niesamowitego w Allinge, bo przecież z powyższego tekstu to nie wynika? No właściwie w tym jest cały problem. Nie wiem. Po prostu bardzo dobrze się w nim czuliśmy, jakieś niewidoczne fluidy, atmosfera, czy klimat tego miejsca tak dobrze na nas wpłynął, że spędziliśmy tu trochę czasu. Najpierw we wrześniu się tu kręciliśmy z całą rodzinką, a później w październiku namówiłem żeglarską ekipę wilczków morskich, aby przypłynąć do tego portu. Wszystkim się podobało, wszyscy byli pod podobnym co ja wrażeniem, zatem chyba warto tu przyjechać i pozwolić wciągnąć się temu malutkiemu miasteczku.