Gili Trawangan poszukiwanie raju
Centrum wyspy Gili Trawangan (zaraz przy miejscu, gdzie przypływają łodzie) jest dosyć gwarne. Co kawałek mini agencja turystyczna oferująca wycieczki snorkelingowe, bilety na Bali czy trekkingi na Rinjani (Lombok). Wszystko to przeplatane kolorowymi restauracjami i sklepikami. Pieczołowicie zaprojektowane i wykonane, aby jeszcze bardziej skupiało uwagę i przyciągało włóczących się turystów. Z daleka wielkie szyldy wifi zone, western breakfast oraz Bitang (piwo) kuszą, aby zawitać do środka.
Teraz już wiemy, co tak długo i głośno grało w nocy. Jedna z głównych atrakcji każdej knajpki to muzyka na żywo. Najgorsze, że każda restauracja ma własną kapelę. Zaglądamy do menu. Łatwiej tu zamówić english breakfast, francuskie tosty i inne zachodnie wynalazki niż lokalne nasi goreng (smażony ryż np. z warzywami) czy mia goreng (smażony makaron np. z warzywami). Całe szczęście jest pokaźna karta ryb, owoców morza i innych pyszności.
Idziemy wyposażeni w ręcznik, okulary i krem z wysokim filtrem na poszukiwania reklamowanego raju. Pod stopami przepiękny biały i delikatny piasek, a dookoła woda. Ale jaka woda! Krystalicznie czysta, przejrzysta i ten wspaniały kolor. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z wszelkimi odcieniami niebieskiego: od lazurowej barwy przez szmaragdową, aż do soczyście błękitnej.
Kilka metrów od brzegu woda w niektórych miejscach przybiera ciemniejszy kolor. To miejsca, gdzie na dnie znajduje się piękna rafa koralowa. Dookoła pływają kolorowe rybki. Wystarczy położyć się na wodzie w masce i fajce, aby móc podziwiać podwodne życie. Na horyzoncie powoli suną śnieżnobiałe obłoki. Gdzieniegdzie rosną palmy dające cień.
Gdyby zapomnieć o tych licznych restauracyjkach i klubach, gdyby zniknęli wszyscy turyści, gdyby mieć tą wyspę na wyłączność to tak, dla kogoś, kto uwielbia kąpiele słoneczne, spacery po plaży i igraszki w wodzie to byłby istny raj na ziemi.
Wystarczy odejść parę minut od centrum w jedną lub drugą stronę wyspy, tam gdzie kończą się zabudowania, gdzie nie ma praktycznie nikogo to też jest przyjemnie. Niesamowite zestawienie barw, kolorów i ciszy pozwoli ukoić umysł. Człowiek może wyłączyć się i poleżeć.
Co jakiś czas na horyzoncie płyną małe łódki załadowane sprzętem do nurkowania oraz turystami żądnych podwodnych wrażeń. W końcu jest to jedno z najlepszych miejsc do uprawiania tego sportu. Nie masz papierów i uprawnień? Nie ma problemu. Na wyspie jest kilka szkół nurkowania, dzięki którym w kilka dni możesz zostać certyfikowanym nurkiem.
Podczas dnia ma się wrażenie, że turystów jest tu naprawdę niewielu. Parę osób spędza miło czas na plaży, kilkoro siedzi w wodzie oglądając rafę, inny wracają lub właśnie wypływają z akwalungiem na nurkowanie. Gdzie oni wszyscy się podziali?
Słońce powoli chyli się ku zachodowi. Warto wybrać się na zachodnią stronę wyspy, aby obserwować znikającą w morzu kulę słońca.
Wzdłuż promenady rozbłyskują światła restauracji. Przed każdą z nich grupka „naganiaczy” próbuje namówić, aby dzisiejszą kolację zjeść właśnie u nich. Wydaje się, że jednak dużo lepszą reklamą jest metalowy stół, który po brzegi wypełniony jest świeżo złowionymi dobrami z morza.
Soczyste krewetki w wielu rozmiarach, duże ośmiornice, małże oraz niezliczona ilość najróżniejszych ryb: barakudy, mahi-mahi, tuńczyk oraz takich, których nigdy nawet na zdjęciach nie widziałem. Wszystko wygląda pysznie i zachęcająco. Wystarczy wybrać odpowiednią sztukę, wynegocjować cenę, która zadowoli sprzedawcę i kupującego, i poczekać kilkanaście minut, aż pojawi się na Twoim talerzu.
Warto jednak pójść parę kroków dalej. W oddali widać unoszący się dym z grilla i przepyszny zapach grillowanej ryby lub owoców morza. Jest tam duży plac, na którym rozłożono kilkanaście najróżniejszych budek. Dookoła nich biegają młodzi uśmiechnięci chłopcy, którzy rozniecają żar, patroszą, przygotowują, targują się, podają, sprzątają, dopytują czy dobre, a na koniec żegnają i serdecznie zapraszają na następny dzień.
Zatrzymujemy się przy jednej z nich. Plastikowe krzesła i stoły, zamiast śnieżnobiałych obrusów, plastikowa cerata, nie ma muzyki na żywo czy wielkiego kuchennego zaplecza. Jednak klimat tego miejsca bardziej nam odpowiada. Jest jakoś tak swojsko. Dzisiaj zamawiamy pyszną barakudę. Najpierw patroszenie i kąpiel w limonkowej zalewie z ziołami i przyprawami. Żar pod grillem jest już gotowy, zapięcie w metalowe ramki i kilka, kilkanaście minut później danie jest już na talerzu. Do tego wyborny, świeżo zmiksowany sok z mango i kolację czas zacząć.
Jest już ciemno, muzyka dookoła. Idziemy na spacer. Zaludnienie na promenadzie drastycznie wzrasta. Co jakiś czas słychać od nastoletnich miejscowych chłopców „Do you smoke? Weed? Somethink else? Special mushrooms? Podobno narkotyki na wyspie to dosyć duży problem. Nie ma tu policji, więc większości wydaje się, że można wszystko. Coraz więcej wstawionych panien, coraz więcej głośnych kolesi włóczy się po ulicach. Czar powoli pryska. Trzeba iść spać.
Czy udało nam się znaleźć raj? Jest tu ładnie i przyjemnie, jednak hałaśliwi turyści oraz liczne restauracje i bary pozbawiają złudzeń. Nie o to nam chodziło, zatem dla nas to nie raj, choć za pewne wielu tak powie. Następnym razem poszukamy jakiegoś odludzia :-).
Gili Trawangan – informacje praktyczne
Przenieśliśmy się na wschodnią część wyspy, kilka minut spaceru od centrum, gdzie jest cisza i spokój. Mniejsza ilość knajpek = mniejsza ilość imprezujących turystów. Tym razem wynajęliśmy sobie duży pokój z łazienką w Mawan Bungalows za 120 000 IDR. Warto było dokonać zmiany.
PS. Wyjazd do Indonezji odbył się w terminie 12.09 – 07.10.2011.