Murale w Georgetown, czyli z czego słynie wyspa Penang
Co jakiś czas mijamy kolejne osoby, pary lub małe grupki osób z mapką w ręce. Przystają na chwilę, obracają się dookoła szukając nazwy ulicy lub charakterystycznego motywu. W miejscu, gdzie znajduje się kilka, kilkanaście osób możemy mieć dużą pewność, że właśnie znaleźli. Ale co oni tam szukają? Dlaczego tak biegają wąskimi uliczkami z głową w mapach? Murale w Georgetown to dla wielu powód odwiedzin tego sympatycznego miasta. Miejscowi rikszarze wyczuli interes i oferują swoje usługi dumnie pokazując plan miasta i zaznaczone na nim poszczególne naścienne malunki. Jak one powstały? Kto je namalował?
Postanowiliśmy dołączyć do gry. Z wydrukowanym planem i zaznaczonymi punktami zaczynamy wędrówkę przez miasto. Jednak na naszej mapce punktów jest całe mnóstwo. Okazuje się, że oprócz najsłynniejszych murali są także specjalne konstrukcje, rzeźby z metalu upiększające miejski krajobraz Georgetown. Czasami w humorystyczny sposób, pokazują lokalne miejsca, czasami ułatwiają turystom orientację w terenie, a czasami są po prostu ciekawą formą sztuki, której w Georgetown nie brakuje.
Ernest Zacharevic urodził się na Litwie. Po pewnym czasie zmienił otoczenie i koniec końców wylądował na jakiś czas w Georgetown. Tak właśnie powstał projekt „Mirrors George Town”, który jest realizowany w ramach funduszy pochodzących z George Town Festival. Artysta rozpoczął poszukiwania odpowiednich miejsc i ścian w mieście, a po uzyskaniu aprobaty ze strony Rady Miejskiej i właścicieli „ścian” rozpoczął tworzenie murali. Malował w dzień, w trakcie normalnego ruchu ulicznego, często obserwując zadziwienie wśród przechodniów.
W chwili obecnej jego najsłynniejsze murale w Georgetown są atrakcją turystyczną numer jeden. Każdy słysząc o wyspie Penang kojarzy wspaniałą pracę „Little Children on a Bicycle”, czy „Boy on a Bike”.
Niestety jeden ze słynniejszych murali nie miał zbyt wiele szczęścia. Jeszcze parę miesięcy temu mural „Children in a Boat” można było zobaczyć w pełnej krasie (dzięki Ania za udostępnienie zdjęcia), a w momencie, gdy my zwiedzaliśmy miasto, nie mogliśmy go znaleźć.
Dopiero jeden z mieszkańców drewnianych domków na nadbrzeżu zaprowadził nas w miejsce, gdzie kiedyś się znajdował, a teraz pozostał po nim tylko niewielki fragment farby – całość zniszczona przez tutejsze warunki meteorologiczne i sól morską.
Murale w Georgetown są takie „rzeczywiste”, naturalne i prawdziwe, że człowiek musi podejść bliżej, aby przekonać się czy to rzeczywiście tylko rysunek na ścianie, czy coś realnego. Jest to tak pięknie wykonane, że chce się oglądać więcej i więcej. Część z murali jest małych, naturalnych wielkości, jednak „Little Girl in Blue” oraz „The Awaiting Trishaw Paddler” to bardzo duże, nadnaturalnych wielkości postaci.
Ku uciesze naszej Nadii w Georgetown jest sporo namalowanych na ścianach kotów a także innych postaci, które już nie są autorstwa Zacharevica, lecz innych lokalnych artystów. Niestety nikt o to nie dba i jak głosi jeden z napisów na ścianie obok uszkodzonego i prawie zniszczonego dzieła „Our art is dying”.
Który mural nam się najbardziej podobał? Ciężko powiedzieć, bo jest ich całe mnóstwo. Każdy ma coś w sobie, każdy zwraca na siebie uwagę detalami lub wydaje się przypadkowym miejscem położenia. Chłopiec na motorze, chłopiec z dinozaurem czy może koszykówka? Wybór jest ciężki, bo murale w Georgetown są naprawdę przepiękne.
Na koniec krótki filmik autora murali
PS. Nasz wyjazd do Malezji i Singapuru odbył się w terminie 18.09. – 09.10.2013 roku podczas którego pisaliśmy na gorąco relację „Nadia w podróży – zapiski z podróży z Malezji i Singapuru„. Osoby planujące wyjazd w te rejony na pewno przyda się praktyczny wpis Singapur i Malezja informacje praktyczne: ceny, wiza, noclegi, gdzie znajdziecie mnóstwo praktycznych informacji.