Woodstock, czyli mój pierwszy raz na Pol’and’Rock Festival
Woodstock, przepraszam obecnie Pol’and’Rock Festival, to chyba najbardziej znane wydarzenie muzyczne w Polsce. To dziesiątki koncertów, debat, rozmów, warsztatów i spotkań od wczesnych godzin rannych do bardzo późnych godzin nocnych. A do tego, to wszystko jest za free. Wszyscy o nim mówią – zagorzali zwolennicy i przeciwnicy, ci co na nim byli wiele razy oraz Ci, co nigdy nie postawili swojej stopy na festiwalowym polu. Zatem jak jest na Woodstock’u?
Ks. Józef Tischner powiedział, że „Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda”, a ja powiedziałbym, że prawd o Woodstocku jest tyle, ilu ludzi. Nie będę odnosił się do licznych doniesień medialnych, o tym, jak tam było, do wypowiedzi osób, które najczęściej nie były, a wiedzą lepiej, co się dzieje na festiwalu. Skupię się tylko i wyłącznie na moich odczuciach. Jak było na Woodstocku? Czy faktycznie to Najpiękniejszy festiwal świata?
Na Woodstock chciałem pojechać od dawna. Jednak zawsze coś mi przeszkadzało lub było doskonałą wymówką, aby się tam nie wybrać. Najbardziej zawsze mnie bolał fakt, że trzeba wziąć trochę wolnego. W tym roku nie miałem już wymówek, zwłaszcza że kolega Konrad napisał do mnie na privie – mam furę, jadę, zabieram cię z sobą. Wszelkie wymówki mi się skończyły, spakowałem niezbędne rzeczy i pojechałem.
Woodstock to przede wszystkim ludzie
Morze, morze ludzi. Olbrzymi teren naszpikowany namiotami i kręcącymi się osobami – dosłownie wszędzie. Jedni śmiesznie poprzebierani, drudzy mocno przybrudzeni, trzeci w dziurawych rzeczach, a jeszcze inni w zwyczajnych ubraniach. Pełna rewia mody. Niektórzy mieli bajeczne makijaże, a innym makijaż dawno spłynął z twarzy i tego nie zauważyli. Jednak nie strój, a ich zachowanie jest najważniejsze. Uśmiechy od ucha do ucha, radość wymalowana na twarzach, często mocno zmęczonych non-stop imprezą lub długimi spotkaniami. Jedni skaczą, drudzy się bawią, inni leżą i odpoczywają, gdzie popadnie. Wielu chce zagadać, przybić piątkę, przytulić się, zagrać w grę czy wspólnie poskakać pod sceną.
Wszystko w atmosferze pełnej tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka. Nie ma znaczenia, czy ktoś ma wielkiego irokeza, ogolony jest na łyso, ma bujne włosy zabarwione na różne kolory. Nie ma tu etykiet prawnik, lekarz, murarz, nauczyciel, śmieciarz. Wszyscy są równi i wszyscy wspólnie doskonale się bawią.
W powietrzu unosi się serdeczność, radość, pył, pozytywna energia i niestety „zapach” uryny. Pomimo licznych przenośnych kibelków, to i tak ludzie często sikali po krzakach, koszach na śmieci.
No dobra. A gdzie ta agresja na Woodstock’u? Gdzie brutalne zachowania? Gdzie bójki i walki? Nie wiem – nie widziałem, nie słyszałem, nie uczestniczyłem. Takiej pozytywnej atmosfery pośród setek tysięcy ludzi dawno, a może nawet i nigdy wcześniej nie widziałem. Nie poczułem. Tych odczuć nie da się opisać, przekazać słowem. Trzeba poczuć.
Woodstock to także spotkania
Wiecie, co jest najgorsze na festiwalu Pol’and’Rock? Liczność wydarzeń, na które człowiek chciałby pójść. Najgorsze jest to, że wiele z nich jest w tym samym czasie, a każde wyjątkowe i ciekawe. Na długo w mojej pamięci zagości spotkanie w namiocie Akademii Sztuk Przepięknych z sędzią Igorem Tuleya i niespodziewanym gościem, założycielem Amnesty International w Polsce Bogusławem Stanisławskim, który m.in. tak powiedział „Przyjechałem do was z ostatnim przesłaniem, że warto się angażować, że nie warto być obojętnym, bo to jest coś najgorszego, co nas może spotkać. Warto się angażować wtedy, kiedy zagrożone są wartości i prawa człowieka”. Po tych słowach wielu twardzielom zaszkliły się oczy, a reszcie popłynęły łzy po policzku. Do tego interesująca rozmowa z Filipem Springerem i Mariuszem Szczygłem czy Kasią Nosowską. Niestety nie mogłem pojawić się na spotkaniu z Rzecznikiem Praw Obywatelskich Adamem Bodnarem ani na kilku innych. Nie potrafię się rozdwoić. Człowiek mógłby siedzieć i kilka dni słuchać, a tu przecież jeszcze tyle się dzieje na muzycznych scenach.
Woodstock to niesamowita muzyka
Muszę szczerze przyznać, że nie jestem na czasie z muzyką. Przeglądając line’up scen na Woodstock – Pol’and’Rock Festival, czułem się zagubiony. Nazwy zespołów poza nielicznymi wyjątkami, niewiele mi mówiły, więc byłem otwarty na sugestie znajomych. Krążyliśmy od sceny do sceny (a było ich kilka), aby posłuchać różnych dźwięków, stylów muzycznych. Niesamowity koncert Prophets of Rage (członkowie pochodzący zespołów z czasów mojego liceum Rage Against the Machine, Public Enemy, Cypress Hill), a także piękne dźwięki Skunk Anansie, Chylińskiej, Kultu czy Maleńczuka miło było posłuchać. Podczas koncertów niesamowitym widokiem były setki tysięcy ludzi pięknie się wspólnie bawiących, tańczących i śpiewających. Morze, morze ludzi.
Uwierzycie, że koncerty nie kończyły się w okolicach północy, a trwały prawie do rana? Koncert Maleńczuka zaczynał się o 3:10 nad ranem. Ledwo dotrwałem, ale było warto.
Kąpiele błotne, plastik i aluminiowe puszki
Na Woodstock’u były słynne kąpiele błotne, gdzie zarówno starsi ludzie, jak i dzieci ochoczo wskakiwali i bawili się w tle słuchając koncertów. Była także zabawa w pianie. Jeżeli ktoś ma ochotę, to może skorzystać.
Co na pewno nie było fajne to olbrzymie ilości aluminiowych puszek walających się w każdym miejscu. Niby na każdym kroku były przypominane informacje o tym, aby korzystać z kontenerów, lecz często ich pojemność nie wystarczała. Podobna sytuacja z plastikowymi kubkami po piwie. No walało się tego dużo i wszędzie.
Higiena, prysznice, ciepłe prysznice
Kolejki. Częstym widokiem na polu festiwalowym Woodstock były kolejki do pryszniców z ciepłą wodą. Stojący mówili, że czekali nawet 2 godziny, aby się umyć w ciepłej wodzie. Zaraz obok do dyspozycji były krany z zimną wodą. Można było zaobserwować uczestników festiwalu z dużym stażem. Otóż stali, doświadczeni bywalcy, mieli ze sobą kawałek ogrodowego węża, czasami nawet ze słuchawką prysznicową, którą podpinali się pod kran. Można sobie ułatwić poranną kąpiel? Można.
Czy Woodstock jest dobrym miejsce dla dzieci?
Na festiwalowym polu Woodstock widziałem bardzo dużo rodzin z dziećmi w różnym wieku. Niektóre raczkowały, inne jeździły w wózku, a inne chodziły. Doskonale się bawiły na równi z dorosłymi. Większość z nich podczas koncertów miała słuchawki wygłuszające na uszach – mądrzy rodzice! W ciągu dnia dla maluchów było wiele atrakcji i na pewno nikt się nie nudził.
Natomiast wielu znajomych pytało mnie, czy następnym razem zabiorę ze sobą Nadię na festiwal? Wyjdzie ze mnie egoista i niedobry tatuś, ale odpowiem, że nie. Dlaczego? Dlatego, że tak jak pisałem, w ciągu dnia jest wiele atrakcji dla dzieci i bardzo by jej się podobało. Niestety późnym wieczorem byłaby już zmęczona i musiałaby iść spać do namiotu, gdzie jest głośno. Czasami długo głośno, bardzo głośno. Tyle koncertów trwa do późna w nocy, na które nie mógłbym pójść, więc z czysto egoistycznych pobudek wolę zostawić ją na ten weekend w domu, a samemu pojechać ze znajomymi na festiwal. Sądzę, że takie podejście będzie wygodniejsze dla każdej ze strony. No, chyba że ktoś nie chce korzystać z nocnych koncertów i spokojnie z dzieckiem pójdzie spać przed północą.
Nie będę się silił na jakieś podsumowanie. Konrad sugerował, że powinienem wspomnieć o tym, że jadąc na Woodstock, tuż przed samym Kostrzynem nad Odrą, jechaliśmy z prędkością 10 km przez 4 godziny. Jednak nawet takie wydarzenie nie powinno nikogo zniechęcić. Na pocieszenie w drodze powrotnej zjedliśmy pyszne flaczki i ruskie pierogi. Ależ to smakowało. Mam nadzieję, że z powyższego tekstu można wyczytać, jak bardzo pozytywnie odebrałem ten Woodstock – Pol’and’Rock Festival. Jedno jest pewne. Już wrzuciłem do przyszłorocznego kalendarza planowaną datę festiwalu i będę tak organizował czas, aby móc znów pojechać.