Wspinanie w Osp, czyli jak się nie wspinać
Nastał piękny dzień, zdążyliśmy się już trochę rozwspinać po rejonach Osp i Misji Peč, więc postanowiliśmy spróbować tym razem z Arturem czegoś dłuższego niż zwykłą, jedno wyciągową drogę wspinaczkową. Wybór był naturalny – zapakowaliśmy sprzęt i poszliśmy pod skałę o nazwie Vielika Stena, czyli miejsce, gdzie do dyspozycji jest kilkanaście dróg wielo wyciągowych.
Postanowiliśmy, że rozgrzejemy się na drodze Medo (3, 5c, 5c, 5c), czyli coś bardzo łatwego. Niestety nie mogliśmy jej znaleźć, za to wstawiliśmy się w bardzo przyjemną dwu wyciągową płytówkę. Skradanie się po mikroskopijnych stopniach lub trzymanie się byle czego i wstawianie butów na tarcie. Jest zabawa – wyceniamy na jakieś 6b+.
Później postanowiliśmy szukać dalej naszej drogi. Zaglądamy do opisu, patrzymy na schemat no i generalnie to jest chyba to pod czym stoimy.
Pierwszy wyciąg pociągnął Artur, bez większych problemów. Ja poszedłem drugi też bez najmniejszego problemu. Nie wiedzieliśmy, gdzie się znajdujemy i na jakiej drodze jesteśmy, lecz puszczało, więc wspinaliśmy się dalej. Trzeci wyciąg to banalny trawers, lecz przy czwartym zaczęły się małe problemy. Artur poprowadził, a ja ledwo doszedłem do góry wyciągu. Wykończony prowadziłem ostatnią piątą długość liny i byliśmy na szczycie. Bardzo zadowoleni z siebie, lecz wiedzieliśmy, że nie możemy się cieszyć, bo nie jesteśmy jeszcze na dole.
Założenie było takie, że będziemy zjeżdżać tą samą trasą, jaką wchodziliśmy, lecz stanowiska były zrobione ze spitów, więc musieliśmy zostawić na pierwszym zjeździe naszą taśmę. Co prawda była tam jakaś stara, lecz jakoś nie chcieliśmy jej zaufać? Na drugim zjeździe postanowiliśmy już zaoszczędzić, gdyż była, co prawda stara taśma, lecz nie budziła zastrzeżeń, do tego był jeszcze mały repik, wyglądał jak sznurówka z buta, lecz sądziliśmy, że spokojnie wytrzyma. Zjeżdżaliśmy jeden po drugim, Artur pierwszy a ja drugi. Podczas zjazdu Artur zauważył stanowisko z łańcucha eleganckie, więc się tam zatrzymaliśmy. Sądziliśmy, że natrafiliśmy wreszcie na linię zjazdów. Ucieszeni tym faktem, powiesiliśmy linę i Artur znowu jechał jako pierwszy. Przejechał połowę długości liny i krzyczy do mnie, że kolejnego stanu nie ma!!! Sadziłem, że nie widzi, więc mówię, żeby się rozejrzał dokładniej. Po przyjrzeniu się i stwierdzeniu, że nie ma stanu a do ziemi zostało jakieś 30 metrów zaczął trawersować ścianę podczas zjazdu. Było to dziwne, bo jak wytrawersował 2 lub 3 metry to po chwili zostawał mu chwyt w rękach i odpadał, zaczynając od początku. Taka sobie syzyfowa praca.
Trwało to jakiś dłuższy czas. Później jak doszedł do wniosku, że nie ma szans tak wytrawersować to zauważył, że tam mniej więcej gdzie się kończy lina widzi jakieś repy i wbitego haka. Poradziłem mu, aby dojechał do tego miejsca. Ja cały czas wisiałem w górnym stanie i umierałem z powodu słońca, które cały czas cholernie mocno mnie opalało. Woda została pod ścianą, a wisiałem tam już jakieś 3 godziny. Dojechał i się okazało, że widzi hak przed sobą w odległości jakieś 2 metry, lecz lina zjazdu nie była przy ścianie tylko w lekkim przewieszeniu i teraz wisiał w lufie nie mając kontaktu ze ścianą. Teraz się zaczęły żabki, kraule, i inne dzikie akrobacje, aby zbliżyć się do ściany. Z góry, czyli mojego punktu widzenia, wydawało się to śmieszne i na początku się śmiałem, lecz jak mnie już zaczęło wszystko boleć od zwisu w uprzęży to nie było mi do śmiechu.
Postanowiliśmy wzywać kogoś napomoc, gdyż doszliśmy do wniosku, że za chwilę zacznie się ściemniać, a my nie możemy sobie poradzić sami. No i zaczęło się moje wołanie, dawanie znaków, lusterkami z okularów, pokazywaniem międzynarodowego kodu wzywania pomocy, czyli Y i inne wrzaski. Ktoś wreszcie zauważył i zaczął podążać w naszą stronę. W tym czasie zrzuciłem Arturowi repa i przy jego pomocy próbował na lasso złapać jakiś fragment ściany, aby mógł się do niego dociągnąć. Udało mu się w momencie jak para Włochów podeszła pod ścianę i zaczęli się wspinać. Ich pomoc sprowadziła się tylko do poprowadzenia jednego wyciągu przetrawersowania do Artura i ściągnięcie jego wraz z liną do stanu. Jak już to się udało, ja mogłem spokojnie zjeżdżać. Gdyby nie oni to pewnie jeszcze długo byśmy tam zabawili. Dzięki ich pomocy nasz powrót z Wielkiej Ściany zakończył się nieprzewidywalnie długo, lecz bezpiecznie.
No tak wyciągnęliśmy wiele wniosków z tej sytuacji i następnym razem nie popełnimy tych samych błędów. W końcu człowiek uczy się na własnych błędach.
Tak na marginesie później się dowiedzieliśmy, że droga, którą zrobiliśmy to GOLDFINGER 6c (5c, 6b, 5a,6c, 6b+).
Wspinanie w Osp – wykaz moich przejść z wyjazdu: (sektor – nazwa drogi – styl przejścia – wycena drogi)
Osp
- Osp Babna – Chat Moire OS 6b
- Osp Babna – Potion Magique OS 6b
- Osp Babna – Le Plasir De La Soir OS 6a+
- Osp Babna – No Siesta OS 6b+
- Osp Babna – Steber Justranje zvezde OS 6b+
- Osp Babna – Love Story OS 6a+
- Osp Babna – LL Castigo OS 6b+
- Osp Right Sector – Goldfinger OS 6c
Misja Peč
- East – Pepel OS 6b+
- East – Variant Pepel OS 6a+
- South – P.D OS 6b
- South – Tazio RP 6c
- South – Pecenica RP 6b+
- South – Tretje tisodetje OS 6b
- South – Kamnolum OS 6a+
- West – Hrenovka 6b+
- West – Sneguljcica OS 6a+
- West – Palckov 6b+