Morskie opowieści z Torö
Pod podeszwami butów słychać delikatne skrobanie malutkich ziarenek piasku. Przechodzimy przez niewielki fragment lasu, podczas gdy w powietrzu unosi się charakterystyczny dźwięk rozbijających się o brzeg morskich fal. Tym razem jednak słychać coś jeszcze – dziwne, głuche obijanie się o siebie kamieni. Niczym jakby wrzucić parę kilo otoczaków do starej, wysłużonej betoniarki i włączyć ją na maksymalne obroty. Już teraz wiem co to – po prostu plaża w Torö.
Kamienie, wszędzie dużo kamieni. Wszystkie podobnego kształtu i wielkości. Ktoś je wybierał, układał, pielęgnował? Pewnie tego nikt nie wie. Te znajdujące się w zasięgu pazernych fal, są mokre, błyszczą w zachodzącym słońcu, a reszta smagana wiatrem znad morza, oddaje ciepło do atmosfery. Generalnie pusto. Jakby opuszczone miejsce.
Jednak w oddali widać istoty ludzkie. Dwóch śmiałków ubranych w czarne skafandry przywiązanych, być może za popełnione winy, do desek próbuje ujarzmić fale, aby utrzymać się jak najdłużej w pozycji wertykalnej. Kto ich tu zesłał na taką pracę?
Na brzegu plaży w Torö siedzi wychłodzona dziewczyna z podkulonymi nogami pod siebie, z twarzą wspartą na zziębniętych kolanach. Usta ma bardzo spierzchnięte, popękane, blond włosy w nieładzie, częściowo mokre. Odziana w podobny czarny skafander. W ręku trzyma metalowy kubek z czymś ciepłym, gdyż delikatny dymek pary unosi się znad niego. Siedzi cały czas wpatrzona z utęsknieniem i bojaźnią w śmiałków zmagających się z falami.To nie są żadne zawody gladiatorów o rękę złotowłosej. To nie żadne przymusowe roboty czy karne pływanie na desce. To ich sposób na złapanie ostatnich promieni słonecznych tego dnia. To ich sposób na dziękczynienie za dobrze spędzony i już niestety kończący się dzień i prośba o kolejny.
Stuk puk. Stuk puk. Kolejne kamienie uderzają o siebie walcząc z silną falą, która od zarania dziejów próbuje zdobyć na własność kawałek lądu. Chwila nieuwagi i jeden z drugim może zostać wciągnięty przez wodę i zabrany w czeluści głębin. Z siłami natury nie ma żartów, więc każdy z tysięcy kamieni tworzących plażę w Torö, jest bardzo uważny i ma się cały czas na baczności. Wszystkie starania po to, aby nie zostać brutalnie porwanym przez Boga Mórz i Oceanów i uwięzionym na wieki, gdzieś tam daleko, gdzie słońce nie dochodzi.Jest już późno. Spotkani surferzy pewnie już siedzą w domku i popijają coś rozgrzewającego. Wiatr zaczął się jeszcze bardziej wzmagać. Czas złożyć statywy, wyłączyć aparat i udać się na zasłużony odpoczynek.