Jaskinie na Węgrzech – jaskinia Kossuth
Jest to nasz ostatni dzień w tym wspaniałym kraju, zatem postanowiliśmy, że jaskinie na Węgrzech trzeba godnie pożegnać. Nasz przyjaciel Lehel przygotował specjalnie na tą okazję wyjście do oddalonej o zaledwie 5 minut drogi z naszej bazy noclegowej, jaskini Kossuth.
Wejście, jak wszystkie w tym kraju, chronią drzwi i solidna metalowa krata. Po uzyskaniu zgody z parku Aggteleki Nemzeti Park (bilet 200 HUF/os) idziemy w głąb czeluści.
Jaskinia nie jest jakaś powalająca. Mamy do czynienia z głównym ciągiem, którego dnem płynie strumień. Większość korytarzy wyposażona jest w 2 stalowe linki: po jednej się idzie, a druga służy do utrzymywania pionu. Jesteśmy w okresie gdzie mamy bardzo wysoki poziom wody. Normalnie podobno jest tak, że niższa stalówka zamontowana jest około 30 cm nad lustrem wody. Dzisiaj każdy stąpając po niej, idzie zamoczony przynajmniej do kolan.
Nie ma tu ciekawych nacieków, nie ma niczego interesującego, a jednak wejście sprawia ogromną frajdę. Woda, jak na nasze tatrzańskie przyzwyczajenia, jest dosyć ciepła (pewnie coś ponad 10 stopni), zatem każdy ochoczo w niej się pławi omijając stalowe umocnienia. Nikomu specjalnie nie przeszkadza, że to nie są tropiki, jest już listopad, a na zewnątrz jest zaledwie kilka stopni. Liczy się dobra zabawa w grupie znajomych.
Dochodzimy do miejsca, gdzie zaczyna się ponad 30 metrowej głębokości syfon. Wydaje się, że to już koniec wycieczki. Jednak za zakrętem, ukryte są jeszcze ciasne i potwornie błotne korytarze. Nikogo nie trzeba namawiać do eksplorowania tych ciasnot. Po kilku minutach czołgania, przeciskania się na żadnym z kombinezonów nie widać oryginalnego koloru. Wszystko, bardzo dokładnie jest przykryte warstwą błota.
W drodze powrotnej niewiele osób bawi się w stalówki i płynie bądź brodzi po szyję w wodzie. Jest to jakiś sposób na oczyszczenie swoich ubranek.
Szkoda, że jest to listopad i temperatura na zewnątrz nie zachęca do tego, aby wylegiwać się na leśnej polanie i czekania aż wszystko wyschnie, zatem szybka przepierka w strumieniu wypływającym z jaskini, cali mokrzy, lecz uśmiechnięci wracamy na bazę.
Nasza baza noclegowa znajduje się przy kaplicy kościelnej, zatem budzimy różne emocje na twarzach parafian podążających na mszę, gdy zdejmujemy mokre ciuchy na dziedzińcu przed budynkiem, paradując w kalesonach i koszulkach termoaktywnych.
Jaskinia Kossuth to doskonałe miejsce, aby pobawić się w wodzie w jaskiniowych korytarzach. Wszyscy usatysfakcjonowani poprzednimi dniami, wypełnionymi niezliczoną ilością różnorodnych form naciekowych nie szukają w niej nacieków, a jedynie cieszą się z mile spędzonego czasu w węgierskich podziemiach.