Monte Rosa – zdobycie szczytu Piramide Vincent (4215 m n.p.m)
Obudziliśmy się około godz. 7:00. Nadal jesteśmy w schronie Bivacco Giordano. Ból głowy mniejszy, na tyle, że można zejść po szczeblach drabiny, aby wmusić w siebie coś do jedzenia. Musimy postanowić, co robimy, bo co prawda jest ładne słońce i całkiem niezła widoczność, lecz bardzo mocno wieje.. Prognoza pogody wskazuje, że do południa ma być słaby wiatr 20-30 km/h i ładne słońce, a po południu ma się pogorszyć, słaba widoczność i dodatkowo silny wiatr: 50-60 km/h. Zatem plan gry ustaliliśmy następujący: spróbujemy wejść na Ludwigshoehe, a później na szczyt Piramide Vincent (4215 m. n.p.m.).Niestety po zejściu z poręczówek okazało się, że cała droga wyłożona jest twardym firnowym lodem, gdzie trudno będzie się asekurować, bo raki i dziaby ledwo wchodzą, a dodatkowo nie wiemy ile nam to zajmie i czy zdążylibyśmy przed zmianą pogody. Zatem ze względów bezpieczeństwa postanowiliśmy wejść tylko na Piramide Vincent.
Zeszliśmy na przełęcz, zostawiliśmy plecaki i teraz czeka nas tylko podejście jakieś 200 metrów w pionie. Podejście jest dosyć strome, zwłaszcza w ostatniej części, lecz co 20 kroków reścik. Bez plecaka i przy małym wietrze można powiedzieć, że nawet jest to przyjemne. Płuca chyba lepiej łapią już tlen i gdyby nie ten ból głowy byłoby cudownie. Powoli zdobywaliśmy wysokość, dookoła przepiękne widoki. Mniej więcej po godzinie osiągnęliśmy wierzchołek Piramide Vincent (4215 m. n.p.m.).
Gdy tylko osiągnęliśmy szczyt wiatr ustał, tak jakby ktoś zakręcił kurek z podmuchami, aby wynagrodzić nam całe trudności. Mieliśmy jakieś 30 minut prawie bezwietrznej pogody dla siebie, aby móc w pełni nacieszyć się zdobyczą i widokami dookoła. Jakby nie było jest to mój drugi czterotysięcznik: wczoraj Balmenhorn (4167 m. n.p.m.) no i dzisiaj Piramide Vincent (4215m n.p.m.) zdobyty zimą. Podobno latem na każdy z nich wchodzi ponad 100 osób dziennie, lecz nie zimą. Może wydawać się, że nie ma większej różnicy pora roku, że przecież zimą jest tylko trochę zimniej i tylko trochę więcej śniegu. Jeżeli ktoś tak myśli to zapraszam do boju i od razu będzie mógł się przekonać na własnej skórze, co to znaczy zima w Alpach. Wierzchołek sam w sobie może nie jest zbyt fotogeniczny, ponieważ otaczają go wyżsi koledzy, ale widok z niego jest wspaniały. Teraz wiem, po co były całe trudy, po co wstawanie w środku nocy, wychodzenie po śnieg, wystawienie tyłka przy -20 stopniach, aby załatwić potrzebę fizjologiczną, noszenie ciężkich plecaków. W takich momentach docenia się to wszystko. Fazę mieliśmy do tego stopnia, że postanowiliśmy sobie zrobić zdjęcie szczytowe gołych klat przy -25 stopniach. A co. Nawet Jadzia w swoje 20 urodziny zafundowała sobie fotkę w staniku ? na ponad 4 tysiącach metrów.
Niestety jak weszło się do góry, następuje czas zejścia. Schodzimy na przełęcz do plecaków, związujemy się liną i w tej samej kolejności, co ostatnio idziemy w dół. Kermit dzielnie prowadzi, a Joła dzięki nagranym przy podejściu śladom na GPS koryguje jego trasę. Droga nie wygląda przyjemnie, każdy ma w świadomości znajdujące się szczeliny, słońce mocno świeci, wiatr zaczyna się wzmagać.
Zejście wydaje się dużo przyjemniejsze niż wczorajsze zmaganie się z silnymi podmuchami. Czym niżej tym łatwiej się oddycha, głowa przestaje boleć. Krok za krokiem, czasami nie zapadasz się wcale a czasami po kolana, po pas. Obserwujesz dookoła ścianę lodowca spływającą z Piramidy. Po około 2 godzinach jesteśmy w schronisku Gnifetti.
Wieje coraz mocniej, lecz teraz to już wszystko jedno. Mamy schronienie. Nie próbujemy zejść jeszcze niżej, bo do Punta Indren nie damy rady, zatem nie pozostaje nic innego jak cieszyć się otoczeniem i wypić gorącą, słodką herbatkę, na tarasie schroniska.
Organizm czuje się wyraźnie lepiej, w głowie jeszcze coś tam huczy, niestety jedzenie nadal trzeba wmuszać w siebie. Każdy już myśli, na co będzie miał ochotę po zejściu do doliny, do cywilizacji. Powoli czujemy swoją obecność coraz bardziej. Nie oszukujmy się, nikt nie pachnie kwiatkami po prawie tygodniu bez kąpieli. Zatem mając nadzieję, że to ostatni raz na tym wyjeździe, aby móc położyć się spać musimy wykonać szereg niezbędnych czynności: ubrać czapkę, kalesony, koszulkę, stopić śnieg, aby zrobić herbaty do termosu, włożyć do śpiwora botki ze skorup, rękawice, dodatkowe skarpety, zapiąć się szczelnie pod szyję itd. Dobranoc.